W ramach inicjatywy "Czas na Przygodę", tworzonej przez stowarzyszenie Avangarda i Grupa Kreatywna Aksolotl, miałem przyjemność poprowadzić 02.12.2018 przygodę "Trudne Czasy". Prowadziłem ją jako otwartą (również dla nowych graczy) kontynuację "Zewu Albatrosa" i "Mrocznych Cieni". Brały w niej udział dwie osoby znające poprzednią przygodę oraz cztery nowe. Całość miała miejsce w uniwersum Pangei.
Akachi - mag, nekromanta z tajemniczym mieczem, pochodzący z Państwa Środka. Ofiara paktu z paskudnym demonem, z którego chce się wyplątać.
Ali-Baba - posiadacz latającego dywanu i czarodziejskiego fletu, z Równin Centralnych. Poszukiwacz magicznej lapmy ze złośliwym dżinem.
Olaf Krwawy - najemnik, z wielkim toporem i tarczą (ale inny niż występujący w raporcie z Zewu Albatrosa). Były rzeźnik. Pragnie być największym wojownikiem z Asgardu.
Raus XVII - sługa (niekoniecznie wierny) Akachiego o niezwykle mocnych dłoniach i ostrych, stalowych szponach.
Sigismund von Thorn - chorowity Mag o "sokolim wzroku". Preferuje ogniste rozwiązania problemów. Ma niebywałe szczęście.
Ver - wędrowna kapłanka bogini życia, która umie je dawać i odbierać.
Od wydarzeń mających miejsce podczas "Mrocznych Cieni", minęło kilka miesięcy. Bohaterowie biorący w nich udział, nieco namieszali na arenie politycznej. Oswajający pterodaktyle nekromanta, okazał się ambasadorem Państwa Środka, który nie omieszkał przedstawić własnej wersji wydarzeń jaka miała miejsce w jego górskiej siedzibie. Wymiana pism dyplomatycznych, żądania głów "bandytów" i zaprzestania (nieoficjalnych) kontaktów z piratami z Czerwonego Bractwa, postawiły Sonię w trudnej sytuacji. Zdecydowała się na "ruchy pozorowane" - wysyłając ekspedycję karną, której zadaniem jest sprowadzenie "sprawców kłopotów" do Orlego Gniazda. Przodem wysyła kurierów, którzy mają ostrzec "podejrzanych" o "żandarmach". Tymczasem Państwo Środka, nie ufając do końca Żelaznorękiej i załatwiając zarazem swoje wewnętrzne sprawy, wysyła Akachiego i jego zabójczego sługę, by dopilnowali, że odpowiednie głowy spadną z karków. Dodatkowo im więcej szkód narobią (pozostają niezauważonymi) w porcie Przystań Wolności, tym lepiej.
Okiem Narratora:
Nowi gracze stworzyli postacie, które aż się prosiły o mocniejsze umocowanie w historii, niż "jesteście kolejnymi uciekinierami". Kurierzy (Ali-Baba i Ver) mogli nakręcić akcję ucieczki a dwóch "południowców" (Akachi i Raus XVII) otrzymało kontrowersyjne zadanie. Było to z mojej strony pewne ryzyko. Postanowiłem jednak zufać systemowi i... ludziom. W końcu zlecenie można rozwiązać na wiele sposobów - również go nie wykonując. Pozostałe postacie graczy z ekipy grającej w "Mroczne Cienie", chwilowo jest poza miastem, realizując własne cele i zlecenia.
Mglisty dzień, zapowiadał się dość nudno - ot kolejny, może bardziej wilgotny dzień w porcie, poświęcony przygotowaniom do nadchodzącej zimy. Tymczasem do bramy doleciała, dosiadając latającego dywanu niecodzienna para - kapłanka, nosząca insygnia bogini życia i egzotyczny mag-szaman, z dalekich pustyń równiny centralnej.
Przybycie kurierów, zdominowało plotki w mieście. W końcu większość ludzi, nawet tych który wiele podróżowali, widziało latający dywan, majestatycznie spływający z gór, po raz pierwszy w życiu. Dzięki otrzymanym rysopisom, kurierzy dość szybko zlokalizowali Sigismunda i Olafa, tym bardziej że Ci również byli zainteresowani niecodziennymi gośćmi. Wkrótce cała czwórka udała się do domu Olafa, by w spokoju omówić wieści jakie przyniosła egzotyczna para.
Tymczasem wysłannicy Państwa Środka, przeprowadzili zwiad. Uważna obserwacja pozwoliła im nawet na zauważenie, że mgła nie do końca jest dziełem natury i skrywa najprawdopodobniej wiele osób. Niepostrzeżenie wslizgnęli się do środka - sługa górą, korzystając ze swoich rąk a nekromanta, po dwóch próbach z użyciem liny... przez bramę, podając się za uciekiniera. Wzbudził swoją historią tak duże współczucie strażnika, że ten wskazał mu nawet przyzwoitą karczmę, ku której ruszył, po drodze spotykając swego sługę i dokonując szybkiej obserwacji domu Olafa. Nim się zdążyli rozgościć... zabrzmiał gong alarmowy z portu.
Okiem Narratora:
Zapoznanie czwórki postaci graczy, przebiegło szybko i bez problemów. Zetknięcie z "wyższą polityką" okazało się dość bolesne. Wysłani "zabójcy" doskonale trzymali się swoich dwuznacznych ról, prowadząc rozpoznanie sytuacji, przed podjęciem decydujących kroków.
Alarm, zamieszanie i... ogień w porcie, to dopiero początek. Na granicy strzału, z mgły spowijającej ocean wyłoniły się trzy galery cesarskie, które rozpoczęły ostrzał portu. Statki, znajdujące się w nim, płonęły gdy bohaterowie dotarli na nabrzeże. Sigismund zajął się pomocą przy jednej z katapult. Ver i Ali-Baba, stanęli na pograniczu zabudowań, by ocenić sytuację a Olaf wysłał jednego z zaufanych najemników po tajemniczy pakunek, który zostawił w domu.
Rozwój sytuacji obserwowali z zaciekawieniem również goście z południa. Ogólne zamieszanie było im na rękę, jeśli chcieli zrealizować plan, aczkolwiek mocna pozycja Sigismunda i Olafa wśród okolicznych najemników, sugerowała pewną ostrożność.
Tymczasem od bramy rozległ się drugi sygnał. Atak nastąpił z obu stron. Olaf, czując że bardziej przyda się na murach, pognał w tamtym kierunku, szybszy jednak był Ali-Baba, który ocenił trafnie sytuację i zajął dogodną pozycję, do ciskania kuli wiatru w przeciwników, szturmujących umocnienia. Tymczasem Ver zajęła się pierwszymi rannymi i wkrótce miała pełne ręce roboty. Bogini życia zaś chojnie obdzielała ją swą mocą.
Nieustający ostrzał, spowodował pożary w porcie i uszkodzenie katapulty. Akachi ze swoim sługą, postanowili pod pozorem dołączenia do oddziału obsługującego balistę zbliżyć się do Sigismunda. Celny strzał z okrętowej katapulty, zniszczył nadwyrężoną machinę i wzniecił ognień, co dało przyczynek do rozpoczęcia ataku na wybrany cel.
Okiem Narratora:
W tej scenie i kilku kolejnych, miałem do czynienia ze sceną grupową i to na dużą skalę. Trzy galery, można jeszcze traktować jako pojedyncze elementy, póki nie zniszczą katapult i nie zaczną wyładowywać desantu (60 zbrojnych, rozlokowanych po 20 na 3 pokładach), ale za bramą miałem dwa oddziały cesarskich żołnierzy - po 50 osób każdy a w forcie, podzielone siły 100 najemników. W takiej sytuacji, jednostka przestaje się liczyć, ale to jest opowieść o bohaterach i ich czynach a nie "zwykłe złupienie portu". Zastosowałem plan "stref", na którym zaznaczałem ogólne rozmieszczenie sił (i ich liczebność w skali 1 znacznik: 10 sób). Figurki bohaterów (użyłem mikrofigurek z LEGO), pozwoliły na ogólną kontrolę tego kto, gdzie jest. Nie miałbym najmniejszych szans na zachowanie spójności wydarzeń, bez tego typu pomocy a tak, mogłem skoncentrować się na najważniejszym - czyli co się dzieje ciekawego z bohaterami i jak na ich poczynania reaguje świat.
Olafa w końcu odnalazł wysłany po tajemniczy pakunek najemnik. Okazało się, że to kołczan pełen strzał jakby stworzonych na okazję takiego ataku. Niewielkie pojemniki z zapalającą się cieczą na skutek kontaktu z powietrzem, dały solidną przewagę obrońcom. Ali-Baba zaczął podsycać zaklęciami wiatru rozniecony ogień, powiększając zamieszanie. Wkrótce rozpętało się tam piekło, tym bardziej że pustynny czarownik dosiadł swojego dywanu i wzniecił z jego pomocą ogniste tornado.
Tymczasem w porcie rozegrały się dramatyczne wydarzenia. Akaczi postanowił wykorzystać zamieszanie związane ze zniszczeniem katapulty, do ataku na Sigismunda, który bronił się odruchowo kulą ognia. Raus wybrał atak wręcz. Jego mocne palce zacisnęły się na krtani Sigismunda ale kości nie kochały i jego. Co prawda zranił Sigismunda, ale oberwał również podmuchem czaru. Sigismund musiał sobie radzić bez czarów, grzmotnął więc go w swojej turze w czaszkę, pozbawiając przytomności. Ver dołożyła swoje 3 grosze, kolejną kulą ognia raniąc i pozbawiając przytomności czarnoksiężnika z południa. Wyszła widać z założenia, że nie po to ratuje życie maga (informacjami) by pozwolić mu zginąć. W efekcie, obaj południowcy zostali ogłuszeni i po związaniu przetransportowani do lokalnego aresztu. W zaistniałej sytuacji warto było uzyskać jakieś informacje.
Okiem Narratora:
To, co wyprawiali gracze broniący bramy, przechodziło ludzkie pojęcie. Początkowa, niemal dwukrotna, przewaga przeciwnika topniała w straszliwym tempie. Jest w tym trochę mojej winy - zaaferowany rozgrywającym się PVP, zapomniałem o magu, który szedł lądem z wysadzonym desantem.
Samo PVP, było dość krótkie i brutalne. Akachi próbował przerazić Sigismunda magią, atakując go bezpośrednio. Nie wziął pod uwagę, że ten jest naprawdę silną postacią (po 2 awansie) i dedykowaną pod magię. Razem z wyposażeniem, miał "bagatela" 8 kostek utrudnienia, z których Akachi zdjął tylko 2 (Czar przerażenia, utrudnił atak czarnoksiężnika o kolejną kostkę, ale została ona zneutralizowana jego koncepcją). Ustaliliśmy, że w razie niepowodzenia Akachiego Sigismund "odpowiada mu" kulą ognia (zapamiętana ale 2 poziom), co dało mu dodatkową kostkę ułatwienia. Jeszcze jedną "zarobił", za posiadanie płaszcza ochrony przed ogniem. Poszły w ruch kości i punkty FU. Pechowy wynik (Nie ale) - choć jak na 4 kostki utrudnienia doskonały, zaowocował raną i "utrudnieniem", które miało się przenieść na kolejną turę. Sytuacja jednak potoczyła się szybciej. Reszta testów wyglądała podobnie - rozstrzygając akcje PVP nadal stosuję schemat jednego rzutu, lecz traktuję to jak akcję zaczepno - obronną, jeśli jest taka możliwość. Postać atakowana, może używać tego wszystkiego, czego użyłaby jako bohater niezależny - stąd niepowodzenie w teście ma konsekwencje równie bolesne.
Scenę PVP celowo skróciłem gdy tylko rzuty wykonane przez graczy mi na to pozwoliły. Nie przepadam za nim w grach i mimo, że sam ją w pewien sposób sprowokowałem dając takie a nie inne zadanie graczom, nie widziałem sensu ani powodu eskalacji konfliktu. Z perspektywy czasu - uważam, że było to dobre posunięcie (skrócenie). Czy podjęcie takiego wątku na sesji, przy nominalnie nieznanych graczach było dobrym posunięciem? - Ryzykownym na 100%. Przecież gdyby "zabójcy" wybrali inny moment albo sposób, Sigismund mógłby w zasadzie nie mieć szans na obronę. Kości też mogły się inaczej ułożyć. FU jest w tym zakresie cudownie nieprzewidywalne, co jest siłą i słabością systemu.
Pogorzelisko pod bramą dogasało. Nieświadome niepowodzenia sił lądowych galery, po zniszczeniu obu katapult i podpaleniu portu zaczęły zbliżać się do wybrzeża, cały czas je bombardując i wzniecając pożary. Sigismund z Ver, postanowili zewrzeć siły i załatwić sprawę jednym łączonym zaklęciem o wielkiej mocy. Skierowali je na jedną z galer, która już była uszkodzona, z sukcesem, mimo iż okręty wroga nie przestawały bombardować portu.
Desant z galer, wobec posiłków, które nadeszły od bramy okazał się niewystarczający. Okręty cesarstwa zostały zniszczone.
Okiem Narratora:
Uważny obserwator zauważy, że w trakcie tej sesji stawki, o które toczyła się gra wariowały. Konsekwencje ataków były rozciągane na kilku BN'ów jednocześnie. Próba zniszczenia galery jednym, silnym czarem spowodowała zawahanie nawet u Sigismunda (chyba wyliczyłem wtedy jakieś 10 kostek utrudnienia, które trzeba było "zdjąć"). Gdyby nie połączone moce tego maga i Ver, mogłoby się to skończyć rozwaleniem sporej części fortu (bo stosowałem zasadę - jaka stawka, takie konsewkencje). Końcówkę, rozstrzygnęliśmy testem uproszczonym, szacując szanse pozostałych przy życiu obrońców, atakujących i dodając do odpowiedniej strony po jednej kostce za każdego współdziałającego bohatera. Nie powinno to dziwić, biorąc pod uwagę, że były to prawie 3 godziny walki. Wszyscy byli zmęczeni (ja też). Taki sposób zamknięcia najazdu, zaproponowałem też ze względu na "jeńców" a raczej jeńca, bo jeden z graczy (prowadzący sługę), musiał wyjść wcześniej.
Postacie graczy przygotowały się na przesłuchanie jeńców. Były dość mocno zdziwione, gdy Akachi "puścił farbę" od razu i powiedział wsystko co wiedział jak na spowiedzi a nawet zaproponował sposób obejścia problemu. Sługa (którego prowadziłem przez chwilę w zastępstwie gracza), był bardziej uparty i koncentrował się raczej na monotonnym "pan wie lepiej", "ja nic nie wiem", "z nim pogadajcie". Zgiełk bitwy zastąpiło główkowanie, co zrobić z zaistniałą sytuacją. Nagle okazało się, że ogromny kontynent Pangei robi się dla niektórych osób mały, za sprawą polityki i dokonanych czynów. Po długich dyskusjach, wyjście z sytuacji (lekko zmodyfikowane względem planu graczy) zaproponowałe Robert de Worde, który jako zarządca Przystani Wolności, był obecny przy przesłuchaniu, mimo pilnych obowiązków.
Sprawę przypieczętowało wpłynięcie do portu długiej łodzi z Aesirami na pokładzie. Ten bitny lud, został zaproszony... przez Olafa, w celu nawiązania stosunków dyplomatyczno - handlowych. Drużyna wyrusza na północ.
Okiem Narratora:
Jeśli czegokolwiek żałuję, to tego że gracz prowadzący postać sługi wyszedł wcześniej (jego postać posłuży do dalszej gry politycznej, zwłaszcza że Akaczi - jego pan oficjalnie jest martwy). Nastąpiła zmiana strony u Akacziego, który doszedł do wniosku że został wystawiony przez konkurenta z czarnej wieży. Co prawda nie byłaby pewnie możliwa, gdyby nie podejście pozostałych postaci ale w tym wypadku nie zawiodłem się na ludziach, którzy umieli grać razem, mimo iż widzieli się może 2-3 raz w życiu (a niektórzy pierwszy) a "zły GM" postawił ich postacie po przeciwnych stronach barykady.
Najmłodszy z moich graczy w tym teamie - Olaf, sam zadeklarował na początku sesji, że wysyła wiadomość "do wikingów", na północy. W pewien sposób odgadł c.d. rozwoju wypadków, jakie planowałem. Jestem niezwykle ciekawy czy pójdzie mu dalej równie dobrze.
Na zakończenie sesji, rozdałem nagrody. Wszyscy dostali po średnim kamieniu milowym. Ali-Babie, szukającemu lampy, dałem szansę na jej znalezienie na jednym z kramów. 3 kostki utrudnienia... (rzut 4k6, liczy się najgorszy wynik) początkowo nie były chętne do współpracy ale gracz postanowił zaryzykować wysoką stawkę i przerzucić za wszystkie punkty FU jakie mu zostały. No i udało mu się - teraz musi znaleźć nowy cel... i wymyślić jakie paskudne rzeczy zrobi Dżinowi z lampy.
Również Akaczi pozbył się klątwy. Esencja demona, którą był przesiąknięty zmieniła się w czerwony kamień o magicznych właściwościach, który został przerobiony na naszyjnik.
Jeszcze raz wszystkim dziękuję za grę i przepraszam za niedociągnięcia (a wiem że były). Postaram się, by następnym razem było ich mniej.